2010/01/14

Event

Podejrzewam, że część osób mnie i tak nie zrozumie, ale spróbuję opowiedzieć tę historię.
Całkiem niedawno, przekraczając próg mojego przewspaniałego miejsca pracy (o tak - przewspaniałego!), zostałem poinformowany o wydarzeniu wielkiej rangi. Otóż nasz Szef odbiera jakąś niewiarygodnie ważną nagrodę z rąk premiera. Swoją drogą szkoda, że nie prezydenta, bo wzrostem by się spasowali, że tak powiem akurat. Z innej strony, zadziwiające jest to jak wielkie ego mają niscy wzrostem. :)
W każdym razie zostałem oficjalnie poinformowany. Wspaniale, nagrody, bankiety, laury - to wszystko profesorowie lubią najbardziej. Coś przecież trzeba robić w życiu, aby wywiązać się z obowiązków wynikających z czasu pracy.
"Jest nagroda jest zabawa" usłyszałem od koleżanki - szef pierwszy raz od 20-tu lat zaprasza wszystkich pracowników do "knajpy". Oh ho ho! To rzeczywiście było zdziwienie, ale i lekki dyskomfort - do restauracji bowiem lubię chodzić z ludzmi, których lubię i szanuję. Wizyta w restauracji jest wszak nie tylko związana z jedzeniem, ale także z dobrze spędzonym czasem, miłą pogawędką - jest przyjemnością samą w sobie. Jednakże, skoro trzeba to pójdę. I tu rozpoczyna się historia!

Za godzinę miałem dowiedzieć się, że owa restauracja to niewielka pizzeria, w której bywam co najmniej raz w tygodniu. Czar prysł. To znaczy nie prysł, bo nie robiłem sobie żadnych nadziei, ale więcej miało się wydarzyć wkrótce.
Następnego dnia pojawiła się lista, na którą należało wpisać nazwę zamawianej pizzy oraz wybrany napój (a event ma się odbyć za 2 tygodnie). Widać trzeba wszystko skalkulować, oszacować, by móc w razie czego odwołać, gdyby nie daj boże okazało się za drogo.
Najśmieszniejsze, że ja naprawdę byłem naiwny. W każdym razie przymusowo wpisując się na listę zacząłem rozmawiać z panią sekretarką o napojach i okazało się, że napoje będą do pizzy gratis - tak zostało wynegocjowane. Potem wyszło na jaw, że impreza nie odbędzie się w lokalu ale w miejscu pracy, a do każdej dużej pizzy litr coli gratis. Zostałem zabity na sam koniec - wszystko musi odbyć się o 13, tak więc nie należy nic planować na ten dzień, bowiem do godziny 14 są happy hours i 15% zniżki.
Z mojego punku widzenia, takie imprezy nie mają racji bytu. Zamiast pizzy wartej parę złotych, na którą i tak mnie stać, wolałbym aby okazano mi należny szacunek na co dzień.
W każdym razie jestem w mniejszości, w zasadzie jest sam. Reszta pracowników tak się podjarała, że o niczym innym nie rozmawia. Przerzucają się nazwami, dodaktami, smakami. Jak niewiele trzeba aby zniewolić człowieka. Wystarczy odrobina mąki, wody, drożdży i trochę innych składników.

Ave!

2 komentarze:

  1. Cudowna masakra! Żenujące to wszystko zważyszy w szczególności na "autorytet" Twojego miejsca pracy.

    Smacznego!

    OdpowiedzUsuń
  2. Anonimowy14/1/10 12:56

    Pozostało mi tylko pogratulować "przewspaniałego" miejsca pracy:)

    OdpowiedzUsuń