Zawsze musi być ten pierwszy raz. Akurat w moim przypadku ten pierwszy raz jest już kolejny, a więc nie prawdziwy, mniej ekscytujący. Prawdziwie pierwszy blog był na studiach. Szary, czytelny, sarkastyczny - taki jak charakter jego twórcy. Omawiał, podsumowywał a czasem nawet wyśmiewał to co działo się dookoła. W sumie czasem nawet bardzo trafnie, jak mówili inni. Potem odechciało mi się cokolwiek robić, zająłem się zupełnie czymś innym, dzielenie się swoimi myślami przeszło na plan drugi, a może nawet jeden z dalszych. Do pisania wróciłem jakiś czas temu. Były to sporadyczne myśli, złapane gdzieś za ogon w locie, ale i te w końcu zniknęły. To nie znaczy, że zupełnie przestały krążyć nad głową, po prostu zostały zmącone.
Tak więc drogi czytelniku wiesz już, że to kolejna próba. Przygotuj się na odrobinę sarkazmu, na spazmatyczny śmiech, a czasem też na sentymentalną łezkę - chyba że należysz do grona nieczułych korporacyjnych robotów, których jedynym marzeniem jest wyjazd na imprezę integracyjną.
Nie twierdzę, że moje myśli będą stałe, że będzie to miejsce, do którego się przyzwyczaisz i chętnie będziesz wpadał - może się zdarzyć, że znów nie starczy mi sił i ochoty na to by cokolwiek pisać. Ten fakt nadaje temu blogowi nieco pikanterii - a pikanteria to moje drugie ja.
pozdrawiam,
Dobra nasza! Walentyn wraca na blogowe łamy. Troszkę mi brakowało Twego sarkazmu więc cieszę się podwójnie!
OdpowiedzUsuńWell, ten sarkazm kosztuje mnie dużo energii, bo ileż można tym jadem pluć ?
OdpowiedzUsuń