2009/11/23

Audiofilsko

Przez miniony tydzień przebrnąłem nie bez szwanku, ale nie o tym. W sobotę cały dzień napinka, bo wieczorem miała być Kayah. Wprawdzie urodziny mojej rodzicielki zwolniły mnie z obowiązku spotkania z artystką w celu zaautografowania płyty, ale jakoś to odżałowałem. Natępną razą.
Koncert wprost wspaniały. Kayah wielką artystką jest i basta -  niech inni mówią co im się podoba, a ja i tak będę murem stał za nią. Przede wszystkim artystka bardzo ludzka, nie robiąca z siebie gwiazdy. Na powitanie podeszła do ludzi, przywitała się podając rękę parunastu osobom, na taki gest stać niewielu. Muzycznie cacko. Wprawdzie sama płyta Skała jest i tak mocno akustyczna, to aranżacje na miarę sali koncertowej były wspaniałe. Scenografia i światła wprowadzały w nieziemski nastrój, no i ten głos. Brzmiał jeszcze przez parę godzin po koncercie - ma baba zadęcie, oj ma. Świetne chórki, szczególnie Nick Sinclair znany z Fabryki Gwiazd. Kayah ma wyczucie i złapała co dobre, a wiadomo wszem i wobec, że murzyni mają nie tylko wielkie ... ale także wielki głos. Koncert przewidziany jak sądzę na godzinę i piętnaście minut skończył się 40 minut po czasie. Kolejny miał się rozpocząć o 20tej, ale ludzie musieli poczekać pół godziny na swoją kolej. A było warto.

pozdrawiam,

3 komentarze:

  1. Żałuję, że mnie ominęło! Bardzo, bardzo! Ale cóż, musi być następny raz.

    OdpowiedzUsuń
  2. Na demony w twojej głowie i nieważkoźć w każdym słowie - obietnice daruj sobie ...

    OdpowiedzUsuń