Stworzenia bywają fascynujące. Barwne, przebojowe, klasyczne oraz cuda nad cudami. Takimi stworzeniami są moje studentki z kosmetologii. Właściwie dobrym określeniem na nie było by "studentki KOSMITOLOGII". Są kosmiczne w każdym calu. Błyszczą jak gwiazdy na niebie, rozpiętość umysłowa osiąga wartość galaktyk a ich astralne ciała są zawsze gdzieś poza bytem doczesnym.
Zachowanie tychże jest zdumiewające - płacą za studia, ale mają je w głębokim poważaniu. Wszystko czego się od nich wymaga jest zbyt wielkim obciążeniem dla umysłu. I tak na przykład siedzę na ćwiczeniach, opowiadam o składnikach chemicznych kwiatuszków, listków i korzonków - zdawać by się mogło, rzecz ważna dla przyszłych kosmetologów - wszak mowa o substancjach, które można umieścić w kremach, maseczkach itd. Nagle zauważam, iż ciało jednej z pań jest pozostawione samemu sobie, jej postać astralna już dawno opuściła ziemski piedestał i krąży zapewne wśród najjaśniejszych gwiazd. Odważam się więc wyrwać owe ciało z bezkresnej męki i przywrócić równowagę jin-jang (duszy i ciała). Pytam, czy wszystko w porządku, bo przecież kiedy dusza opuszcza ciało dzieją się różne nieprzewidziane rzeczy.
W odpowiedzi słyszę, że niebawem już ma być przerwa (logiczne przecież, któż by wytrzymał godzinę siedzenia bez przerwy), a w związku z tym pani zastanawia się nad możliwością pójścia do kebaba i zamówienia tam frytek, bo on są tam "wie pan, po prostu wspaniałe, bardzo dobre, można by rzecz rewelacyjne - i wcale nie tłuste".
Moje zdziwienie sięga zenitu - pani potrafi konstruować wypowiedzi, łączyć ze sobą słowa. Co więcej, potrafi słowami wyrazić emocje. Po chwili zdziwienie mija i przybiera formę zrozumienia - frytki, złociste, chrupiące, słone, wspaniałe. To ja jestem podły, przeszkadzam ludziom normalnie funkcjonować, opowiadam brednie, nie pozwalam na delektowanie się ukochanym ziemniaczkiem z głębokiego tłuszczu.
Hańba mi!
pozdrawiam,